poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Waga nieobiektywna.

     Wczoraj w jakimś głupawym tvn-owskim programie usłyszałam na własne uszy (bo inaczej bym nie uwierzyła, ale trzeźwa jak zmęczony bóbr byłam więc omamy i zwidy wykluczone) jak Patrycja Kazadi wyznała iż: waży 63 kg przy wzroście 170 cm. I jeszcze upewniała się, że to waga w porządku. Jak najbardziej w porządku, tylko... Jak to możliwe, że ja mam dokładnie tyle samo wzrostu,ważę w tej chwili o ponad 1 kg mniej, a wcale nie wyglądam tak jak ona?! Jedna odpowiedź się nasuwa: sadło sadłu nie równe, a może raczej waga wadze. Po prostu moje sadełko jest lekkie jak piórko i go dużo, stąd ja jestem duża (albo raczej szeroka), a ona nabita wyćwiczonymi mięśniami więc piękna i szczupła. Ważę mniej niż Kazadi! Marne to pocieszenie, skoro wyglądam przy niej zwyczajnie grubo :-( . A może trzeba wagę nową kupić, bo ta mnie po prostu nie lubi i jest nieobiektywna?

Obrazek znaleziony w internecie.

      Pogoda piękna. Młodszy dalej ospowaty więc trzymam go w domu. Na tarasie rwetes, robota idzie powoli, ale jednak do przodu. Już zarys zadaszenia widać. Hałas, bałagan, zamieszanie. Nie lubię, ale trzeba to jakoś przetrwać. Za to będzie pięknie!

      A poza tym to wczoraj odkryłam w sobie powołanie do... psiego fryzjerstwa ;-) . Kąpałam wczoraj moje dwa małe gamonie. Miesiąc po strzyżeniu ich fryzurki straciły nieco na wyglądzie, wzięłam więc do ręki nożyczki i ciach ciach zrobiłam poprawki. Psy były chyba bardziej wystraszone niż ja, bo siedziały jak trusie. Efekt fajny, zajęcie przyjemne więc wiele się nie namyślałam, chwilę pogrzebałam w internetowych trzewiach, znalazłam, co mi trzeba było i zamówiłam maszynkę. Od teraz sama im będę podcinała kłaki. Dwa wyjścia do groomera i zwraca mi się koszt zakupu. Tak więc po raz kolejny wykazałam się gospodarnością i zaoszczędziłam sobie wydatków i czasu.

     A zaoszczędzone pieniądze przeznaczę na...? ;-)))

sobota, 13 kwietnia 2013

Tiramisu wiosenne!

Wiosna! Powtarzam się, wiem. Ale z zachwytu wyjść nie mogę. Ten cud dzieje się tu i teraz, na moich oczach. Coś kwitnie w ogrodzie. Powietrze pachnie feromonami. Świat ma gody. A ja  w ten czas przyziemnie rozminowywałam ogród. Jak się ma trzy psy, to broń biologiczna czai się w trawie tu i ówdzie. Łopatka, grabki, reklamówka, ślipie wlepione w to, co pod nogami i zbieramy. Oczywiście, wszyscy trzej sprawcy udawali, że to nie ich, to nie oni... ;) .
Za moment rozpoczynamy remont tarasu. Będzie nowe zadaszenie. Nowe meble już czekają w garażu. Tęsknię już do tych letnich wieczorów w ogrodzie, do wypatrywania gwiazd, słuchania żabich rechotów... a może kumkań?
Pierwszy raz wyszłam dziś na dwór z gołymi stopami, tylko w crocsy obuta. Cudowne uczucie!

Ja tu banalne zachwyty nad wiosną, a ktoś przeżywa dramat w tej chwili. Jakie to musi być okropne uczucie, dowiedzieć się o nieuleczalnej chorobie. Lekarz stawia diagnozę, a nam się życie wali. Młody człowiek, świetnie zapowiadający się w elitarnym zawodzie, wielkie plany, nadzieje i co teraz? Diagnoza jeszcze nie potwierdzona, ale lekarze nie robią nadziei. Nie wiem, jak z nim rozmawiać, współczuć, omijać temat? Dlaczego życie lubi kopać wtedy, gdy wydaje się, że wszystko przed nami stoi otworem? Zamyka nam bezczelnie drzwi przed nosem i jeszcze daje kopa w tyłek na odchodne.

Wczoraj był Dzień Czekolady. Nie jem, bo to w jakimś sensie mój osobisty wróg, ale święto uważam za nader sympatyczne. Z tej okazji zrobiłam moim chłopakom wczoraj tiramisu. Czekolady, prócz odrobiny gorzkiego kakao, w nim nie ma, ale przecież to jest najsmaczniejsze tiramisu na świecie! Tym bardziej, że sama do jego receptury doszłam. Lepszego nie jadłam! Tego wczorajszego też nie spróbowałam, bo dieta. Cóż, taki lajf. Za to w szafie czekają nowe chinosy w kolorze bladego różu. Bardzo dopasowane, ale jeszcze 2 kiloski i będę w nich wyglądała bosko!
Stan na dziś : 61,8 kg (2,5 kg mniej niż przed miesiącem). Dam radę !!!




Przyłapałam dziś pracującą pszczołę :-) . Czy ktoś wie, jak się nazywa ten kwiat?

czwartek, 11 kwietnia 2013

...

Pięknie dziś było! Słońca co prawda niewiele, ale za to termometr dostawał orgazmu!    Kto nie wierzył w koniec zimy, dziś musiał zmienić zdanie. Co prawda tę wiosnę oglądaliśmy z Młodszym przez brudne szyby (kto by je tam mył wcześniej w tej zimnicy?), ale jutro Mąż dyżuruje przy ospowaciałym więc nacieszę się pogodą.

Starszy dostał dziś swój pierwszy poważny garnitur. Bo i okazja poważna. Za dwa tygodnie pisze egzaminy gimnazjalne. Ja na jego miejscu pewnie już znosiłabym z tuzin jaj naraz ze strachu, a on - siła spokoju! Faceci jednak są inni. Napisze, jak napisze. Głupi nie jest, a połowa sukcesu to trafić z zadaniami. Oby!
W każdym razie wygląda tak, że wow! Długi, chudy, model! ;)

A teraz pytanie z serii głupich... Czy psy chorują na ospę?

środa, 10 kwietnia 2013

Drogowy...

Chyba naszą kotkę samochód przejechał... Nie ma to, jak odebrać takiej treści telefon z samego rana. Mąż wyjeżdżał ze Starszym do szkoły i zauważył kota, podobnego do naszej Kotki na ulicy. Mnie przypadło w udziale sprawdzenie, czy ona to ona? Na szczęście NIE!!! Nasza "ona" najspokojniej w świecie odsypia po nocnych włóczęgach w kotłowni, gdzie ma swoją kanciapę.
Skok adrenaliny taki, że chyba kawę sobie odpuszczę.

A potem okazało się, że rozwaliłam oponę z przodu. Na dodatek felga jest uszkodzona. Jak? Kiedy? Pojęcia nie mam. To już trzecia opona w ciągu 3 lat. Czy tylko ja mam takiego pecha? Mąż wkurzony, bo opony były nowe, a teraz trzeba kupić dwie na wymianę. Na szczęście wyrok odroczony do jesieni, bo to zimówki. Ach, to moje zezowate szczęście... A tak już uważałam, omijałam wysokie krawężniki, dziury. Jeżdżę od 20 lat, zmieniłam kilka samochodów i nigdy wcześniej takie rzeczy mi się nie przytrafiały. Fatum jakieś nad tym autem wisi czy co? Ja i samochody  nie mamy ze sobą po drodze. Jeżdżę, bo muszę. Nie lubię, nie sprawia mi to przyjemności, raczej jest przykrą koniecznością.

Ale wiosna wreszcie! Szaro jeszcze, smutno, ale coś się dzieje. Ptaki koncertują od świtu. Pierwszy raz dziś założyłam wiosenny płaszcz. Psy ganiają, jak oszalałe po trawniku. Będzie dobrze!!!

No i zjadłam z tego wszystkiego czekoladowe ciacho i coś tam jeszcze słodkiego... A dupa rośnie! Porąbana jestem!

wtorek, 9 kwietnia 2013

Zakupy...

Kocham robić zakupy, przymierzać, biegać od sklepu do sklepu, czuć ten dreszcz, gdy chowam kartę Visa i wyrzuty sumienia do torebki i odchodzę od kasy z nową bluzką/swetrem/butami/...  Kupuję kompletnie bez sensu. Od razu trzy rzeczy w tym samym fasonie, bo nie umiem zdecydować się na jeden kolor. Czuję, że potrzebuję wszystkich naraz. Mam wrażenie, że jeśli czegoś nie kupię, odpuszczę, minie mnie jakaś życiowa szansa. I nie chodzi tu wcale o łapanie okazji na promocjach, łowienie perełek za grosze na wyprzedażach. W to nie wchodzę. Tym się wręcz brzydzę. Tłum ludzi, kolejka do przymierzalni, rzeczy pięć razy ubierane przez niedomytych ludzi. Ja lubię zakupy w spokoju, bez pośpiechu, gdy sprzedawczynie mają czas tylko dla mnie. Urywam się z pracy przed południem i delektuję pustymi sklepami.
Czyżby to  taka babska słabość? Nigdy nie przekroczyłam granicy rozsądku, nie zrobiłam debetu na koncie. Po prostu czasami potrzebuję  coś kupić, mieć coś nowego. Czuję się wtedy ładniejsza, lepsza. Coś sobie rekompensuję? A może po prostu stać mnie na to, to korzystam? Ktoś ma jedną kurtkę na zimę, bo na tyle może sobie pozwolić.  Ja mam 15 palt. Długich, krótkich, skórzanych, puchowych, wełnianych, kożuchowych. Bo mnie na to stać!  Mam mieć z tego powodu wyrzuty sumienia? Nikomu nie ukradłam, nikomu od ust nie odjęłam. Pracuję, zarabiam, to wydaję. Oczywiście, mogłabym nie wydać, obejść się bez kolejnej pary butów, ale po co? Nie zasługuję na małą przyjemność? Dbam o dom, o dzieci, o męża. O siebie nie mogę?

Dziś nowa kolekcja w Tchibo. Coś kupię?

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Wracam!!!

Wiosna jest! Nowy czas, nowe otwarcie, nowy początek. To i ja postanowiłam na nowo wrócić na stare śmieci. Chce mi się pisać! Chce mi się też jeść, pić wino, leżeć na plaży i wystawiać paszcz do słońca. Póki co muszę schudnąć, upodobnić się nieco do tej osoby, którą pamiętam sprzed zimy. Nie jest lekko. Nie jest! Ale jak patrzę na parę znajomych osób, to od razu jeść mi się odechciewa. O nie! Takim pasztetem to ja nigdy nie będę! Never!!!

Ale do rzeczy...

Od czegoś trzeba zacząć. Tylko od czego? Tyle się dzieje. Zmiany, zmiany, zmiany... Ale mąż ten sam, dom ten sam. Nawet samochód ten sam, a szkoda! ( To znaczy tego samochodu szkoda, że nie nowy, nie męża) . Dzieci podrosły. Starszy wydoroślał, wyprzystojniał (wiadomo, po mamie ;-))) ) i jakby zmądrzał. Stary pies też ciągle z nami, kurczowo trzyma się życia. Wbrew statystykom, a ku naszej radości. Są też dwa nowe psy... Tym samym zamieniłam dom w ZOO, a nas w Gucwińskich. Za to jest wesoło!
 Młodszy w sobotę wstał rano i przybiegł do nas z pretensjami, czy zrobimy coś z tymi komarami, co go tak okropnie w nocy pogryzły! Z komarami!? Z tych "komarów" to mamy teraz ospę. Pypcie są nawet na języku, Młodszy płacze, jeść nie może. Biedaczysko!

Dobra, dobra... Na początek dość. Obiecuję zatem wszem i wobec sobie samej, że będę pisać, będę pisać, będę pisać... Tralala... jak mi się będzie chciało!


czwartek, 22 września 2011

No to się wyspałam

Druga w nocy. Ktoś wchodzi do sypialni. Półprzytomna rozpoznaję kształt Młodszego.
- Mama, zwymiotowałem...
No to pięknie! Chce iść posprzątać, a on mi na to, że już posprzątał (po kim on to ma????) I rzeczywiście, pudło chusteczek higienicznych w roli ścierki nieźle się sprawdziło. I potem tak już do rana, co jakiś czas rzyganko. Został biedak w domu. Ja z nim. W robocie jakiś horror mały, a ja się będę relaksować... Powiedzmy ;-)))

I tak problem lodowiska nam się sam rozwiązał. Albo raczej odroczył?

Po południu:

Młodszy już ok. Byliśmy nawet na spacerze. Nazbieraliśmy torbę kasztanów. Po co ludzie zbierają kasztany? Zupełnie nam niepotrzebne, nic z nich nie zrobimy, w szkole też nie zamawiali. Jak leżą, to zbieramy. Głupie. Zresztą podobnie jak wiele innych rzeczy, które ludzie robią.
A propos głupota: Młodszy oglądał w tv bajkę, coś z Ulicy Sezamkowej. Tam śpiewała kura: Jestem kurą, karmię ludzi, mam bardzo dobre nóżki (cytuję z pamięci, pewnie niedokładnie, ale chodzi tu o sens nie o wierność oryginałowi). Makabryczne? Idiotyczne? Czy tylko głupie? Jak można napisać tak kretyński tekst???

Starszy wrócił ze szkoły oburzony. Jak mogłam po niego nie pojechać? Jak mogłam nie postać w korkach przez godzinę, by on nie musiał jechać autobusem 3 przystanki? Niedobra matka ze mnie i już ;-))) Zbulwersowany i zmęczony legł na łóżku. Poszłam, pytam, próbuję nawiązać jakiś dialog. Dowiedziałam się, że durna szkoła pozbawia dzieci dzieciństwa. A myślałam, że jak się ma 14 lat to już się nie jest dzieckiem. Okazuje się jednak, że w razie doraźnej potrzeby dzieckiem można być zawsze.