środa, 10 kwietnia 2013

Drogowy...

Chyba naszą kotkę samochód przejechał... Nie ma to, jak odebrać takiej treści telefon z samego rana. Mąż wyjeżdżał ze Starszym do szkoły i zauważył kota, podobnego do naszej Kotki na ulicy. Mnie przypadło w udziale sprawdzenie, czy ona to ona? Na szczęście NIE!!! Nasza "ona" najspokojniej w świecie odsypia po nocnych włóczęgach w kotłowni, gdzie ma swoją kanciapę.
Skok adrenaliny taki, że chyba kawę sobie odpuszczę.

A potem okazało się, że rozwaliłam oponę z przodu. Na dodatek felga jest uszkodzona. Jak? Kiedy? Pojęcia nie mam. To już trzecia opona w ciągu 3 lat. Czy tylko ja mam takiego pecha? Mąż wkurzony, bo opony były nowe, a teraz trzeba kupić dwie na wymianę. Na szczęście wyrok odroczony do jesieni, bo to zimówki. Ach, to moje zezowate szczęście... A tak już uważałam, omijałam wysokie krawężniki, dziury. Jeżdżę od 20 lat, zmieniłam kilka samochodów i nigdy wcześniej takie rzeczy mi się nie przytrafiały. Fatum jakieś nad tym autem wisi czy co? Ja i samochody  nie mamy ze sobą po drodze. Jeżdżę, bo muszę. Nie lubię, nie sprawia mi to przyjemności, raczej jest przykrą koniecznością.

Ale wiosna wreszcie! Szaro jeszcze, smutno, ale coś się dzieje. Ptaki koncertują od świtu. Pierwszy raz dziś założyłam wiosenny płaszcz. Psy ganiają, jak oszalałe po trawniku. Będzie dobrze!!!

No i zjadłam z tego wszystkiego czekoladowe ciacho i coś tam jeszcze słodkiego... A dupa rośnie! Porąbana jestem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz