wtorek, 9 kwietnia 2013

Zakupy...

Kocham robić zakupy, przymierzać, biegać od sklepu do sklepu, czuć ten dreszcz, gdy chowam kartę Visa i wyrzuty sumienia do torebki i odchodzę od kasy z nową bluzką/swetrem/butami/...  Kupuję kompletnie bez sensu. Od razu trzy rzeczy w tym samym fasonie, bo nie umiem zdecydować się na jeden kolor. Czuję, że potrzebuję wszystkich naraz. Mam wrażenie, że jeśli czegoś nie kupię, odpuszczę, minie mnie jakaś życiowa szansa. I nie chodzi tu wcale o łapanie okazji na promocjach, łowienie perełek za grosze na wyprzedażach. W to nie wchodzę. Tym się wręcz brzydzę. Tłum ludzi, kolejka do przymierzalni, rzeczy pięć razy ubierane przez niedomytych ludzi. Ja lubię zakupy w spokoju, bez pośpiechu, gdy sprzedawczynie mają czas tylko dla mnie. Urywam się z pracy przed południem i delektuję pustymi sklepami.
Czyżby to  taka babska słabość? Nigdy nie przekroczyłam granicy rozsądku, nie zrobiłam debetu na koncie. Po prostu czasami potrzebuję  coś kupić, mieć coś nowego. Czuję się wtedy ładniejsza, lepsza. Coś sobie rekompensuję? A może po prostu stać mnie na to, to korzystam? Ktoś ma jedną kurtkę na zimę, bo na tyle może sobie pozwolić.  Ja mam 15 palt. Długich, krótkich, skórzanych, puchowych, wełnianych, kożuchowych. Bo mnie na to stać!  Mam mieć z tego powodu wyrzuty sumienia? Nikomu nie ukradłam, nikomu od ust nie odjęłam. Pracuję, zarabiam, to wydaję. Oczywiście, mogłabym nie wydać, obejść się bez kolejnej pary butów, ale po co? Nie zasługuję na małą przyjemność? Dbam o dom, o dzieci, o męża. O siebie nie mogę?

Dziś nowa kolekcja w Tchibo. Coś kupię?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz