poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Poświątecznie

Czy święta mają sens? Jaki? Nie jestem religijna, metafizyki się w nich nie doszukuję. Na jakiś tydzień przed godziną "0" złość we mnie wzbiera, emocje buzują. Znowu kolejki, bieganie po sklepach z obłędem w oczach. Znowu kasa wydana bez sensu na jakieś "zajączki", bo trzeba, wypada, dzieci czekają. Jak zwykle wtedy właśnie brak pomysłu na sensowny upominek. Biorę, co mi się w oczy rzuci. I jeszcze to obżarstwo. Po co? Co to ma wspólnego z przeżyciem duchowym? Przez żołądek do duszy? Chyba jednak nie tędy droga.
Moja najlepsza Wielkanoc? Były takie dwie. Pierwsza spędzona z wysoką gorączką w łóżku. Spokój, cisza, żadnych gości, obowiązkow. Tylko aspiryna, termometr, poduszka i ja. Druga Wielkanoc idealna to wyjazd na tydzień do Egiptu. Nie, żeby akurat to miejsce miało znaczenie. Znaczenie miało to, że nie było nas tutaj. Uciekliśmy od tego wyścigu mazurków na leżak nad basenem. Zamiast święconego jajka były owoce morza i whisky z colą (to dla bezpieczeństwa naszych układów pokarmowych). Wróciliśmy, gdy było już po wszystkim. Niestety,  namówienie męża na powtórkę nie na moje siły. On wrósł w tradycję. A ja taka anty? Co począć? Mam w sobie tę niechęć do celebrowania świąt i już. Z tego się nie wyrasta. A raczej się w to wrasta. Kiedyś święta lubiłam, czekałam.. To dlaczego teraz tak? Czy krzywdzę tym dzieci? Nie przekazuję im tradycji, czasem nawet świadomie ją ośmieszam. Nie chcę, żeby były niewolnikami kalendarza, jak ja kiedyś.
Taki stosunek do świąt zubaża nasze życie? Odbiera nam poczucie więzi? Odcina od przeszłości, tradycji? A może pozwala spojrzeć na świętowanie z boku, dostrzec jego dewaluację. Nie ma religijnego przeżycia (no, dobrze, jest go coraz mniej), a jest święto konsumpcji. Czy dziecko, które nie ogląda przed świętami padającej ze zmęczenia matki coś traci? Czy to, że wczoraj zrobiłam grilla dla znajomych oznacza, że jestem niedobra i odebrałam dzieciom poczucie bezpieczeństwa, bo wypięłam sie w jakimś sensie tradycję?
Dużo pytań. Nie znam odpowiedzi. Nie noszę w sobie przekonania, że na pewno dobrze robię. A chciałabym. Bo to chyba łatwiej się nie zastanawiać, nie mieć wątpliwości: robię tak, bo wiem, bo chcę, bo jestem pewna.
A ja nie wiem, ale czuję, że tak lepiej. Brać z tradycji to, co nam pasuje. Resztę omijać. Ktoś powie, że idę na łatwiznę. Idę, bo tak mi dobrze. Mało w życiu mamy problemów? Jeszcze święta będę sobie dokładać. O nie!
Jutro i tak ciężko mi będzie wstać rano z łóżka. Będzie wtorek, a mnie się będzie myliło z poniedziałkiem. Nie pozbieram się aż do piątku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz